wtorek, 6 lutego 2024

Kiedy plastik ratuje życie.


W tym przypadku ptaków. Plastik w formie resztek folii samoprzylepnej, która została mi 
z czasów o ho ho, jeszcze studenckich. Nie ma to jak mentalność chomika, bo kiedy trzeba 
czegoś, chomik biegnie do swej norki, szuka, szuka, fuka, klnie ale w końcu znajdzie.





 

Może nie są to najpiękniejsze nalepki, ale skuteczne na pewno. Od kiedy są przyklejone, ani jeden ptak się nie rozbił o szybę.


 

niedziela, 4 lutego 2024

Postęp prac.

Niemożliwe nagle zrobiło się możliwe, bo czynności odkładane na później nie dały się już bardziej przełożyć.
Pigwy zalegające w piwnicy przechowywały się bardzo dobrze i pewnie nadal by tam jeszcze leżały, gdyby nie nadeszły najpierw odwilże, a potem obfite opady deszczu, z czego wynikła woda w piwnicy do pół łydki, konieczność pompowania, a na samym końcu skutek - wilgotność w piwnicy zdecydowanie wzrosła, a pigwom zachciało się gnić. No to trzeba było się zabrać do roboty.


Pigwy z własnego drzewka,
po raz pierwszy właściwie udało się im porządnie dojrzeć.
Normalnie czekaliśmy do pierwszych przymrozków, czyli ile się dało, a i tak 
zbierało się zazwyczaj zielone, niedojrzałe owoce. A w tym roku żółciutkie,
jak te tureckie pigwy z supermarketu.

Te już tak dojrzałe, że bardziej nie można, ale nadal
twarde jak kamień.

Przepis mówi: oczyścić z włosków, pokroić na kawałki.
Cudny przepis, bo nie każe wycinać gniazd nasiennych ani obierać ze skórki.
Gotować w małej ilości wody, z dodatkiem skór od cytryny, aże do zmięknięcia i rozgotowania.

Przetrzeć przez sito.

Pulpę zmieszać z cukrem.

Gotować, gotować, gotować.

Lawa musi bulgotać, pryskać a w końcu zgęstnieć i ściemnieć.

Lekko ostudzoną masę przelewamy do foremek wysmarowanych olejem neutralnym w smaku.
Grubość warstwy +/_ 1,5 cm.
Suszymy w piekarniku w temperaturze ok 30 st.
W moim przypadku trwało to parę dni.

Delikatnie wyciągamy z formy na papier do pieczenia.

Osypujemy cukrem pudrem.
Znowu podsuszamy.

Kroimy.

Kroimy.

Przechowujemy w szczelnym pojemniku, warstwy galaretek przekładając
papierem do pieczenia. Trwałość 2 lata.

Dobrze wyszły w tym roku. 
Przedostatnie, sprzed 2 lat chyba, były tak niedojrzałe, że galaretki nie chciały zgęstnieć, musiałam poczarować za pomocą pektyny w proszku. Coś tam wyszło, ale nie były to moje najlepsze galaretki. 
W poprzednim roku pigwa poszła na inne przetwory oraz na kompost.
Teraz leje straszliwie. Pompa jeszcze stoi w piwnicy, więc jakby co, nie trzeba będzie jej nosić na miejsce.