niedziela, 29 lipca 2018

Ogrodowe co nie co. A może co nieco?

Miło sobie pospacerować wczesnym niedzielnym porankiem po własnym, jakże pięknym ogrodzie.

Po nocnym deszczyku liście błyszczą, kwiaty wdzięczą się do słońca, jest jeszcze czym oddychać.
Za chwilę będzie upał i gorą, i trzeba będzie się schować do cienia domowego, bo ten zewnętrzny jakiś za gorący ostatnio. Upały mi nie służą. Cóż, to pewnie wiek, bo wcześniej mi nie przeszkadzały.

No więc, poskaczmy sobie z kwiatka na kwiatek, a potem uciekajmy w cień.
moje ulubione drapieżne rośliny

przyszła nie wiadomo skąd i została

one czekają na Rabarbarę, mając nadzieję, że będzie szybsza od Godota

ten kolor do mnie przemawia

tu mamy wyraźny znak, że klimat się zmienia - wyrosły mi palmy, na razie malutkie

ten dziwak miał być akantem, ale wyrosło z niego coś innego ( Taba aza podstępnie zamieniła )

ach lilie, takie piękne

van Gogh byłby zachwycony, gdyby je widział. Może nawet drugie ucho by sobie uciął ze szczęścia? Ach, ci artyści...
A poza tym, sezon ogórkowy, cukiniowy, fasolkowy, jabłkowy, malinowy, jeżynowy, urodzaj jakiś i to wszystko przerabiać trzeba a się nie chce bardzo.

niedziela, 8 lipca 2018

Obfitość nieco podsuszona.

Natura, chociaż nieźle już wysuszona, prze do przodu pełną parą.
Oczywiście, poza ogrodem, który od czasu do czasu jest podlewany, natura wygląda trochę gorzej niż wewnątrz płotu. Ale ciągle jeszcze dycha. I czeka na deszcz.

Jeszcze tylko do wtorku, mówię jej, zobaczysz, ładnie się napijesz. Prognoza twierdzi, że duży opad ma być. Niech się sprawdzi.

W międzyczasie ogierom wyschły stawki, więc wozimy im wodę. Klacze z przychówkiem trzymamy przy stajni, bo stajnia daje cień i chłód, a i gzy napastują mniej niż na otwartym pastwisku. I woda w kranie jest.
Siano zrobione, leży sobie zwinięte elegancko w baloty na łąkach. Jak zwykle, kamień z serca spadł
- stado będzie miało co jeść przez zimę.

Poza tym, nie mam coś weny na pisanie.
Sypnę więc zdjęciami i idę sobie czekać na deszcz.