piątek, 13 marca 2015

"Zupa z pokrzyw,duch i tajemnica"

Właśnie skończyłam czytać książkę Izabeli Chojnackiej - Skibickiej, dopiero teraz, gdyż najpierw postanowiłam skończyć tą zaczętą wcześniej i przeczytaną do połowy:-)
Chciałabym aby w "Zupie z pokrzyw, duchu i tajemnicy" każdy odnalazł to co ja, ale nie wiem czy nie jest to czar zarezerwowany dla - wiejskich kur domowych z wyboru;-) tych na cały etat i pół etatu. Już po pierwszej stronie książki wybuchnęłam śmiechem, bo jakbym o sobie czytała ..."W tym czasie usłyszała ujadanie Tary. - Matko - jęknęła. - Znowu zaczął się sezon na rowerzystów" My co prawda mieliśmy ogrodzenie ale tak spróchniałe, że pies kupiony z gospodarstwem po poprzednim właścicielu podlatywał, wyrywał sztachetę przegniłą i dawaj za rowerzystą, dlatego piorunem musieliśmy robić nowe ogrodzenie:-( ...i tak z wieloma wątkami w książce. Domyślam się również wielu autobiograficznych i bardzo autentycznych inspiracji, ale - po pierwsze, nie jestem ich pewna całkowicie, a po drugie, nigdy ich nie zdradzę, bo to słodka tajemnica autorki;-) To wszystko sprawia, że dla mnie książka ma charakter bardzo autentyczny, poza tym dotyka wielu trudnych i bolesnych wątków naszej historii - czas drugiej wojny światowej, trudna kwestia wygnańców i przesiedleńców. Duch jest pretekstem do zaprezentowania historii, architektury, Żuław, ale również do pokazania problemow i potrzeb naszego pokolenia, pokolenia, które w tym plastikowo - komercyjno - konsumpcyjnym  świecie poszukuje czegoś autentycznego. Zetknięcia z korzeniami, z historią, jeśli nie własną, to choć miejsca które jest nam bliskie. Zerkam teraz na okładkę książki i widzę, że kupiłyśmy stare domy z Izą w tym samym roku, mój jest nieco młodszy, bo z 1936, a dobudówka z lat 70 - tych. Pamiętam jak w wywiadzie udzielanym do lokalnej gazety powiedziałam, że wpisaliśmy się właściwie w pewną modę ludzi uciekających z "blokowiska na odludzie", a potem przestraszyłam się czytając artykuł, czy zostanie to właściwie zrozumiane, bo w tamtym czasie wiele osób brało kredyty w porywie romantycznej wizji życia na wsi. Wiele z tych osób nie dało rady, ale byli to ci, którzy ulegli własnej "histerii chwili", a nie głębokiej, autentycznej potrzebie zmiany, ta książka jest też o tym, że nie ma niczego w życiu za darmo, że wszystko ma swoją cenę (w książce również wątek miłości Stanisława, do dwóch kobiet), ale pewne rzeczy są warte swojej ceny, choć kosztowne. Tak właśnie jest z życiem na wsi, jest ono ciężkie i trudne, pełne wyzwań, ale to co dostajemy w zamian jest tak piękne i cenne, że warto ponieść wszelkie koszty. Książkę polecam wszystkim, którzy chcą miło spędzić czas, dowiedzieć się co to dom podcieniowy, lub zwolnić na chwilę - zmienić swoje życie z miejskiego na wiejskie i pić poranną kawę w koszuli nocnej, przechadzając się po własnym ogrodzie.
Dziękuję Izunia:-)

15 komentarzy:

  1. Też bardzo chcę przeczytać tę książkę :) Po Twojej rekomendacji jeszcze bardziej nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cudowne, że każda z nas w niej może odnaleźć cząstkę siebie:-)

      Usuń
  2. Można też na własny ogród patrzeć przez okno, ciesząc się, że wiatr, śnieg i deszcz są na zewnątrz. Napisz , jak kupić tę książkę, nie zahaczając o Facebooka, bo nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za recenzję :) Teraz jeszcze bardziej wiem, że się skuszę na kupno.

    OdpowiedzUsuń
  4. izabela-skibicka@wp.pl
    Właśnie rozmawiałam z naszą Izą na fb i powiedziała aby do niej pisać na mail w sprawie książki:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiadasz o każdej z nas książka...Zaciekawiłaś mnie niezmiernie tą recenzją :)) Nasz dom jest z 1916 r. też lubię zupę z pokrzyw i kawę w ogrodzie. Serdecznie pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie pozdrawiam i zachęcam do książki całym sercem:-)

      Usuń
  6. Stajnię mamy za miastem, przy domu miejskim ogród kaducznie zaniedbany, ale jest a dom wiejski właściwie jest ponad wsią, bo to stara góralska chałupa w połowie zbocza w górę wrośnięta... Jak dla mnie pełnia każdego spełnienia, bo mam wszystkiego po trochu. Mieszczuch, co w bagażniku wozi gumiaki, żeby w gnój nie wdepnąć przy stajni i zarazem wieśniak z sąsiadami przez płot ugwarzający o tem, że latoś profesory na uniwesytecie okrutnie czeguś srogie i sąsiadów córka nie wiedzieć kiedy sesyi pokończy...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam! Z czystym sumieniem mogę polecić - warto przeczytać.

    OdpowiedzUsuń