sobota, 16 grudnia 2023

Autosugestia.

Trzeba wykonać pewien wysiłek, żeby się wprowadzić w świąteczny nastrój, bo sam się zrobić nie chce nie wiedzieć czemu.

Odwiedziwszy wczoraj Rogatą, zdawszy bardzo zaległy prezent urodzinowy dla niej oraz otrzymawszy podarki urodzinowe od niej, postanowiłam ceramicznego aniołka oraz gwiazdę wykorzystać do stworzenia nastrojowych wieńców, czy one adwentowe, czy bożonarodzeniowe, nie wnikam. Wycyganiłam jeszcze od Pacjana dwie podstawy pod wieniec, bo skoro mamy dwie bramy wjazdowe, to muszą być dwa wieńce. 
Flaszą z bąbelkami, która stanowiła część prezentu, uszczęśliwiliśmy się z Latającym wczoraj. Miło było. 
A dziś z sekatorem w dłoni wyruszyłam na obejście obejścia, by naciąć materiału do budowania konstrukcji. Wykorzystałam świerk, zimozielony berberys, cyprysik, cyprys oraz bukiet zakupionej w Lidlu (!) jemioły. Nie powiem, zadowolona jestem z efektu.

Aniołek przy głównej bramie.

Gwiazdeczka przy drugiej bramie.

A po zawieszeniu wieńców poszliśmy z Korasem na długi spacer po okolicy, z kopaniem dziur, wąchaniem sarnich tropów, pożeraniem sarniej kupy ( och jakie smaczne! ), biegami i wszystkimi możliwymi atrakcjami.

niedziela, 10 grudnia 2023

Zbieranina.

 Czas płynie, zima przyszła i poszła, pozostawiając po sobie duże ilości błota. Mam nadzieję, że jeszcze wróci, i pokryje dziewiczą bielą te wszystkie ponure  brudne brązy i szarości. 
Trzeba koniecznie wyzbierać psie kupska na całym terenie, zanim następny śnieg spadnie. To zadanie na jutro. Kupny poniedziałek.

Wrzucam poniżej zdjęcia z ostatnich tygodni, czasem wydaje mi się, że życie płynie gdzieś obok, rozmazane i mdłe, z trudem przypominam sobie wieczorem, co robiłam w ciągu dnia, zmęczonam i wykończonam, tylko nie wiem czym...

Stosunki kocio-psie zmierzają w dobrą stronę. Powoli.

Korus w swoim naturalnym środowisku,

w końcu to rasa norweska,

śnieg bardzo się zwierzątku spodobał.

Odśnieżanie też mu podpasowało.
A kiedy Korek tarza się i kręci fikołki na białym i zimnym,

 kocica docenia uroki domu, ciepełka i kanapy.

W międzyczasie sok z buraków przefermentował należycie, przecedzony i zlany do flaszek.

Siedem litrów zdrowodajnego płynu, kiedy Latający zobaczył ten urobek, który z dumą mu pokazałam, z pewną rezerwą rzekł: "Chyba rozumiesz, że nie tryskam z tego powodu radością."
Nie wiedzieć czemu, nie przepada ten człowiek za sokiem z buraków.

Po latach pokojowej koegzystencji sarny 

wykonały skok na warzywnik,
płotek niestety tak się wykrzywił i obniżył od strony łąki,
że sarenki chyba nawet nie muszą skakać.

I zapas jarmużu, który teoretycznie miał starczyć do wiosny 

został pożarty w ciągu paru dni.

Nie pomogły wyrafinowane zabezpieczenia.
Będąc mądrą Polką po szkodzie, naprawiłam płotek,
myślę, że sarenki już nie wlezą, ale co zjadły to ich.

A dzisiaj, przy niedzieli i przy odwilży, wybraliśmy się z Korusem na spacer.

Kopytne od razu przylazły, żeby zobaczyć co to takie małe i dziwne wyprawia za płotem.

Murawka zadziwiona.

Taką trawę niszczy, 

zamiast ją zjeść.

Głupek jeden.

Korek wytrwale polował na myszy, nie przejmując się publicznością
oraz jej krytycznymi uwagami na swój temat.

A po powrocie trzeba było kulinarnie podziałać,

Wyszedł z tego quiche z brokułem.

Zupełnie niezły.

A na deser Tarte Tatin. Zupełnie niezłe również.

Trudno się dziwić, żem przejedzona i ledwo się ruszam.
Takie to sobie życie,  niezbyt interesujące, ale się toczy.