sobota, 2 października 2021

Złoto i pomarańczowo.

Gdyby nie niezbyt sprawne kolano, na które trzeba uważać, i go nie obciążać, i nie klękać, i nie kucać, i ogólnie uważać, i oczywiście gdyby nie chemoterapia Latającego, ze wszystkimi bardzo nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi, to byłaby to bardzo piękna jesień. 
Właściwie nadal jest, choć oglądana, a nie przepracowana do końca sił, co może i ma swoje zalety. Człowiek w końcu sobie w tym głupim łbie zakarbuje, że rzeczywistość da sobie radę i bez niego. Trawa skoszona później  też jest ładna. I trawa nie koszona wcale też jest ładna. Marchewka wyrośnie i wśród chwastów, a ziemniaki poradzą sobie same ze ślimakami. Kontrola wszystkiego dookoła doprawdy nie jest konieczna.


Wiem, że to nieskromne tak się cieszyć i podziwiać własny ogród, ale naprawdę pięknie wygląda.

Plony.

Pamiętacie, dobre ludzie, jak się podniecałam fioletową pscółką w Dreźnie?
Otóż i u nas się pojawiła i sobie żeruje na aksamitkach rozpierzchłych.

A dupsko ma tak ciężkie, że zamiast przelatywać z kwiatka na kwiatek, woli przełazić powoli.

Ale jak już leci, to huczy nie gorzej niż szerszeń, a właściwie jeszcze głośniej.

Śliczna.

Motylki, których dziesiątki siedziały na aksamitkach, zachowywały rozsądną odległość od pscółki.

 
Nie zważyłam tych potworów, ale jeden starczył na obiad dla czterech osób i jeszcze zostało.
Oto jest siła i moc końskiej kupy. Przeżutej i przetrawionej przez kalifornijskie dżdżownice.
Przeleżałej przez lat parę na płycie obornikowej. Wyrosły też potwory buraki. Ale nie pasują
mi kolorystycznie.

Kukurydza zadziwiła głębią smaku, wydawało mi się, że za kukurydzą nie przepadam,
a tu się okazało, że nie przepadam za kukurydzą ze sklepu.

Gdyby to był tytoń zwykły, a nie ozdobny, to byśmy se mogli ususzyć i palić bez akcyzy,
tyle go wyrosło.  Kiedyś, parę lat temu,  kupiłam sobie nasiona, bo kręciły mnie zielone kwiaty
i wysiałam do doniczuś, po zimnych ogrodnikach posadziłam w gruncie
i od tej pory sam se ten tytoń radzi w ogrodzie.
A ja tylko ewentualnie przesadzam lub wyrywam.

A kunie nas porzuciły. Otwarliśmy im górne pastwisko i już w ogóle nie chcą przychodzić na dół. Tylko żrą trawę górną bez przerwy. Jeździmy do nich samochodem. Bo kolano. Bo brak energii.


Która to pora roku miała być niby?
Jesienna sasanka?