Konie

Konie
Konik polski, to rasa koni małych, pochodzących od dzikich koni Tarpanów występujących na obszarze Europy. Tarpany, które przetrwały zostały odłowione i umieszczone w prywatnym zwierzyńcu hrabiów Zamoyskich. W 1808 roku z powodu panującej biedy zostały rozdane do użytkowania chłopom, w wyniku krzyżowania się z lokalnymi końmi wykształciła się rasa nazwana przez prof. Vetulaniego konikiem polskim. Konik polski charakteryzuje się wysoką inteligencją, łagodnym charakterem, jest odporny, wytrzymały, ma niski wzrost (do 140 cm), silną budową ciała, twardy róg kopytny. Jest to rasa późno dojrzewająca (3-5) i długo żyjąca. Konik polski to przede wszystkim koń wierzchowy, do rekreacji, rajdów konnych i wycieczek doskonały. Jego niski wzrost sprawia, że wielogodzinne siedzenie w siodle nie jest uciążliwe, jest odważny i dzielny. Nadaje się również do prac rolnych i lekkich zaprzęgów, a jego łagodny charakter i inteligencja sprawia, że jest niezastąpiony w hipoterapii. Konik polski to świetny wybór dla całej rodziny, również dziecka, bo gdy nasz mały jeździec dorośnie, to nie będzie musiał rezygnować z jazdy na swoim przyjacielu, konik polski bez uszczerbku na zdrowiu poniesie jeźdźca o łącznej wadze do 130 kg

sobota, 31 marca 2012

Zima!!!


Miałam już dziś nic nie napisać, ale nie mogę się powstrzymać aby Wam, już natychmiast pokazać nasza zimową pogodę. Sypie śnieg, wieje strasznie, a temperatura odczuwalna tak z -5 st C, jedno zdjęcie rzezczywiste, a drugie poruszyło mi się, ale wygląda bardzo romantycznie, przez przypadek oczywiście i też je zamieszczam, że to nie stare zdjęcia z zimy to po kamieniach wokół studni możecie sprawdzić, bo są dopiero od jakiś dwóch tygodni.
...i muszę przyznać szczerze, że wygląda to naprawdę pięknie...

wiosenne okna w tą tak bardzo wiosenną pogodę...


Choć wiosny nie ma, albo jak ktoś woli jest, ale taka jakiej nikt by nie chciał i dalej jest szaro i buro, to chociaż okna są wiosenne i z kwiatuszkami. Koty czystych okien na razie nie wylizują i nie opluwają, bo wiatr je zwiewa z parapetów i to dosłownie, koni nie wyprowadzam bo wiatru to one bardzo nie lubią, a u mnie nie mają się za bardzo gdzie skryć, bo drzew i krzewów u mnie nie ma zbyt wielu i jak się spłoszą i przerwą pastucha, to nawet wołania mojego nie usłyszą w taką pogodę, a u mnie na otwartym terenie wieje strasznie. Zapomniałabym zapytać, czy u Was moi mili również padał grad tej pięknej wiosny? Bo u mnie to padał i to pod niezłym ciśnieniem, tak waliło z nieba, że Arrowek, któremu jest zwykle wszystko jedno jeśli chodzi o pogodę, to tym razem uciekał z podwórza z położonymi uszami i ogonem.

piątek, 23 marca 2012

wiosna i konie

przywitanie i przytulanie
dotykanie po całym ciałku
kolejne przytulanie
drapanie, tak jak Dżygit lubi najbardziej, ma jeszcze jedno magiczne miejsce, pomiędzy przednimi nóżkami i ciut powyżej
kolejne dotykanie, dla sprawdzenia poczucia bezpieczeństwa
obwąchiwanie
ciekawski i zazdrosny Lisiak musiał sprawdzić co się dzieje, a następnie chciał mi zeżreć aparat...
a to już moja sąsiadka, która również ma konie, ale ona nimi wszystko robi w gospodarstwie, oraz od czasu do czasu dopuszcza swoją klacz i ma źrebaczka
a tak wypoczywają kocie leniuchy
i reszta nierobów, jak mówi mój inny sąsiad
Jakiś czas temu oglądałam strony różnych tzw. Zaklinaczy Koni i na tych stronach ci niezwykli ludzie byli pokazani w różnych sytuacjach z końmi, między innymi leżąc obok leżącego konia. Ponieważ koń to zwierze bardzo ciężkie, to nie może nie tylko długo leżeć w ciągu doby, ale i niezwykle wiele wysiłku wkłada w to aby się położyć jak i wstać. Ze względu na ten wysiłek i masę jest całkowicie bezbronny jak leży, to też kładzie się tylko w bezpiecznym miejscu i na najmniejsze podejrzenia zagrożenia natychmiast wstaje. Pomysł mi wpadł do głowy, gdy kiedyś późnym wieczorem po porze karmienia poszłam do stajni nie zapalając światła  z jakimiś obierkami, otwieram drzwi wchodzę, a tu cisza, okazało się, że leżały bądź spały nawet, dopiero jak powiedziałam aby przyszły, no i w ogóle co się dzieje, to usłyszałam szmer i ciężkie odgłosy wstawania, muszę tu wszystkim przypomnieć, że stajnia u mnie to duże pomieszczenie bez boksów, wię słyszały i widziały jak wchodzę. Tak wtedy do mnie dotarło jak całkowicie one się czują bezpiecznie nie tylko w swojej stajni, ale i w mojej obecności, przypomniały mi się wtedy te obrazki z leżącymi ludźmi i końmi przytulonymi do siebie i pomyślałam, że koniecznie muszę spróbować. Czekałam tylko na ładną pogodę i parę dni temu spróbowałam, nie mam zdjęć bo byłam sama, ale uwierzcie mi na słowo, że podczas leżenia pozwalają zrobić ze sobą wszystko. Dziś mąż mój wszedł na wybieg i spróbował, udało mu się z Dżygitem, koń pozwolił z sobą zrobić wszystko, podrapać się, przytulić, dotykać wzdłuż całego ciała. Jutro jak Michałek będzie w domu, to może uda mu się zrobić zdjęcia mnie leżącej z końmi, to niesamowite doświadczenie, miłe cudowne satysfakcjonujące. Pisałam już wielokrotnie, że jest jakaś magia w obcowaniu z końmi, w ich hodowaniu i mogę teraz dodać, że im dłużej ma się konie tym magia jest większa.

poniedziałek, 19 marca 2012

wiosenne porządki

Rąk i nóg nie czuję, właściwie pleców też, ale kawał roboty zrobiony. Na podwórzu pomógł mi troszkę sąsiad z traktorem, a właściwie broną, bo tak się to urządzenie chyba nazywa, ale i tak trzeba było poprawić grabkami i szpadelkiem, no i oczywiście wszędzie traktor nie wjechał, ale efekt jest, tzn. jest w miarę równo, konie już oczywiście na podwórze nie wyjdą. Studnię wreszcie obłożyłam kamieniami, no i zaorany został kolejny kawałek pola pod trawę dla koni. Jak widzicie na zdjęciach, wiosny u mnie nadal nie widać, no chyba, że słońce zaświeci, wiatr też mamy brzydki tu w centralnej Polsce i tyle na dziś, zaraz zrobię sobie kąpiel, jakieś jedzenie dla męża i poczytam przed snem, aha czytam ciekawą książkę, nazywa się ten gatunek (i tu muszę sprawdzić, bo nie pamiętam), no i nadal nie wiem, napiszę jutro, teraz tylko króciutko o czym książka traktuje, więc właściwie to przygodowa powieść osadzona w alternatywnej rzeczywistości XIX wiecznej Anglii, gdzie rozwinięta jest eugenika i możemy tu spotkać np. papugi pocztowe, które bezbłędnie roznoszą pocztę, ale za to strasznie przeklinają i wyzywają nadawcę odbierając przesyłkę i odbiorcę dostarczając co miały do dostarczenia, więc trzeba być cierpliwym aby wyłapać sedno wiadomości z lawiny obelg i przekleństw, bo zapomniałam dodać, że papuga sama recytuje wiadomość, są latające fotele, nazywane rotofotelami, a na tle tego wszystkiego mamy słynnego podróżnika, który zostaje zatrudniony jako Agent Królewskiej Mości i rozwiązuje różne zagadki kryminalne. Na początku nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam sięgając po tą pozycję, ale teraz jestem zaciekawiona jak się skończy, dodatkowo książka nie jest pozbawiona elementów humorystycznych, mamy  tu młodego pisarza zafascynowanego sadyzmem, jest też w tej alternatywnej rzeczywistości kilka znanych nam nazwisk i postaci, ale nieco inaczej. Więcej nie mogę na razie powiedzieć, gdyż jestem w połowie książki, czy jest warta polecenia powiem jak przeczytam do końca.

piątek, 16 marca 2012

...no i minął dzień...

Tak, pierwszy piękny naprawdę wiosenny dzień minął i choć wiem, że nie powinnam jeszcze wychodzić, to nie mogłam się oprzeć i popodcinałam część drzewek, skopałam część ogródka pod fasolkę szparagową i jestem szczęśliwa, nawet kawę na schodach przed domem wypiłam.

Mnóstwo jeszcze pracy czeka, w tym roku trzeba uporządkować stary sad za domem, podwórze, nie licząc tych prac, do których trzeba będzie traktor zamówić. Na zdjęciu koniec mojego dnia pracy widać, ale i obornik koński czekający na brykieciarkę, a sad na porządki i choć na polach dalej szaro, to w taką pogodę człowiekowi chce się żyć od nowa, ptaki również szaleją ćwierkają, śpiewają, kłócą się, ganiają, istne szaleństwo wiosny.

środa, 14 marca 2012

Grypa?

Choruję niby od piątku, ale poniedziałek i wtorek to miałam po prostu z życiorysu wycięte, całe dwa dni przespałam. Ból głowy, katar, kaszel i ból w ogóle wszystkiego wybudzał mnie, ale jednocześnie nie pozwalał wstać z łóżka. Dziś ma mi się jednak ku życiu, wstałam nawet koty sobie do domu wpuściłam podkarmiłam po czym wyrzuciłam z powrotem na dwór, jedynie Charliego zostawiłam, bo miał biedak dreszcze, więc mówię choć będziemy razem chorować i to był mój błąd... Jaki to jest brudas, w ogóle mam takie spostrzeżenia, że koci chłopcy, to brudasy, wsadził do torebki z mlekiem w proszku pyszczek, wyciągnął go cały usatysfakcjonowany ale i cały oblepiony tym mlekiem, i co by zrobiła kociczka? od razu by sobie pyszczek wyczyściła, a ta cholera taka utytłana poobcierała się o wszystko - niby efekt ten sam, ale laptop, moja koszulka cała w mleku, tylko on zadowolony i już czyściutki. Następnie ponapinał pazurki o mój pomocnik eklektyczny, dębowy, śliczny... był... A jak mruczy teraz zadowolony, trudno w końcu to ja chciałam mieć koty i mieszkać na wsi. Wiosnę u mnie widać tylko po ilości sierści jaką traci Arrow, oraz konie, choć przez kilka dni siedziały w stajni i tylko Michałek dawał im jeść i pić, jutro już planuję wszystkim się zająć, bo choć mąż mój był dzielny i przed pracą i po robił wszystko u zwierząt, to dom wygląda jakby banda szympansów i goryli się do niego włamała, wszędzie brudne talerze i kubki, brudna odzież, podłoga się klei, coś porozlewane, porozsypywane, matko jedyna to jest po prostu straszne, oczywiście wszystko to czeka na mnie za to, że wyzdrowieje, to będę sobie mogła posprzątać w prezencie... Mam nadzieję, że u Was jest lepiej...

sobota, 10 marca 2012

hmmm...

Tak mnie wlaśnie witał, a właściwie badał przewodnik stada
Mimo choroby i zastępstwa męża przy koniach i tak musiałam się z nimi przywitać i je obcałować, bo jak wiadomo - dzień bez całowania konia, to dzień stracony
Najbardziej orginalny ze stada, czarny z gwiazdką, który dał się pocałować po nosku
Tu widać różnicę w maści
całe stado, to coś ok. ośmiu sztuk
Tu już powolutku zaczęły podchodzić inne konie

Czytam, że Anetka zrobiła pierwsze zasiewy, a u mnie wiosny nie widać, jestem chora i choć właśnie jestem chora, to na chandrę chorobową wybrałam się na targowisko staroci, które odbywa się co sobotę w Piotrkowie, co kupiłam to nie tu opiszę, tylko na moim drugim blogu, aby nie umarł całkowicie śmiercią tragiczną z braku wpisów, czyli przez zaniedbanie, a tu zaraz opiszę co mnie spotkało po drodze. Wracaliśmy z targowiska przez Moszczenicę, a zawsze jadąc tamtędy przejeżdżamy obok nadleśnictwa, a tam na ogrodzonych hektarach trzymają w naturalnych warunkach koniki polskie, które luźno, wedle własnej woli i uznania chodzą po całym terenie i czasem zdarza się, że podchodzą w okolice drogi asfaltowej. Mój mąż niemalże z piskiem opon zahamował, gdy zobaczył całe stado tak blisko ogrodzenia, włączył awaryjne i pokonując rów podeszliśmy do ogrodzenia, konie nie chciały do nas podejść, w końcu udało mi się namówić ich przewodnika stada aby się ze mną przywitał i tak podeszły wszystkie po kolei. Jeden z koni dał mi się podrapać za uszami, a jeszcze inny pocałować w pyszczek, stado to wygląda niezwykle malowniczo, bo każdy z koni jest innej maści od czarnego po miodowego, przez klasyczne myszate włącznie. Do mojego męża nie chciały się zbliżyć, może dlatego, ze był troszkę zdenerwowany, bo ja to już tylko w kontakcie z konikami polskimi, to tylko wielką czułość czuję i muszę się przyznać, że z innymi rasami tak nie mam.

sobota, 3 marca 2012

Dziś

Koleiny po traktorze na siedlisku
Mała pierwszy raz na podwórzu
Magiczna szczotka
Kolejny piękny zachód słońca, naprawdę czuć wiosnę
Kilka dni nic nie pisałam, a to dlatego, że miałam przywóz siana i słomy i rozpoczęłam wiosenne porządki... Dziś przyszła pani ze wsi do pomocy w pracach ziemnych, trzeba wyrównać podwórko nawieźć ziemi na drogę dojazdową i generalnie zrobić wszystko to, przy czym ja umarłabym po godzinie tj. ciężka praca z łopatą, szpadlem i taczką; że była potrzebna pomoc, to na zdjęciu można zobaczyć. Kózka Mała, dziś razem z nami była na podwórzu i stopniowo zaprzyjaźniamy ją z kozami, opornie to idzie, ale damy radę. Koniarzom chciałam powiedzieć, że po tym prawie roku posiadania koni odkryłam szczotkę idealną, w markecie na dziale chemicznym, gdy na nią spojrzałam to było olśnienie i myśl zakiełkowała w mojej głowie - czyżby to było to czego potrzebuję? okazało się, że tak, szczotka rozczesuje, wyczesuje i czyści idealnie. Jeśli się nie mylę, to tzw. szczotka ryżowa, zresztą sami zobaczcie na zdjęciu, do tej pory kupowałam same drogie i do niczego w sklepie jeździeckim, ta to olśnienie, rozczesuje grzywę i ogon, czesze i czyści konie z błota po tarzanku (takie zaschnięte), jest po prostu świetna! Zaczęłam też odnawiać mebelki ogrodowe, które zima zdewastowała strasznie, ale zdjęcia tychże zamieszczę na drugim blogu, może jutro... Mam mnóstwo nasion i już wymyśliłam jak zabezpieczę uprawy przed szkodnikami, czyli w moim przypadku przed: psami, kotami, kozami i końmi, tylko do tego celu potrzebne mi będą panele siatki, już zapowiedziałam mężowi, że najpóźniej do końca marca potrzebuję na początek sześć takich paneli, a on dodał, że zrobi zamykanie, dzięki temu nic się do środka nie dostanie i nie rozkopie ani nie zeżre ha! Zapomniałam jeszcze napisać o jednym, ponieważ Mała robi już całkiem duże siku i kupę, to zrobiliśmy jej kojec aby nie biegała po całym domu.